Dawno nie miałem okazji brać udziału w tak pieczołowicie przygotowanym spektaklu kulinarnym. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Perfekcyjna obsługa błyskawicznie roznosiła przygotowane talerze, sommelier Rafał Okoń omawiał dedykowane do poszczególnych dań gatunki win, a i sam Janusz Pyra dopowiadał co też znajduje się na tych talerzach.
Nowe menu FOLK pozytywnie zaskoczyło, ale właściwie nie mogło być inaczej. Atut szefa kuchni to olbrzymie doświadczenie i profesjonalizm w każdym calu. Jego serwowane pomysły nie mogły nie zadziwiać, co więcej udowodnił on także, że proste składniki podane z pomysłem to jest to czego oczekują wymagający klienci. A właśnie na takich czeka Restauracja FOLK.
Już pierwsza przystawka – pasztet z kaczych wątróbek w towarzystwie selera i galaretki z jabłek rozpieściło nasze podniebienia. Kolejna - policzek wieprzowy z puree z dyni i sosem chrzanowym – podobnie. A cappuccino z kukurydzy z łososiową grzanką panierowaną w sezamie zaskoczyło zupełnie. Formą podania w filiżance i jakością smaku dania.
Następnie pojawiły się dwa dania główne – pieczony halibut w cytrynowym puree z sosem cytrynowym oraz pieczeń z sarny z borowikami, gratiną z buraka i kaszą gryczaną zapieczoną w cieście francuskim. A całość doznań smakowych zamknął jak klamrą deser w postaci torcika serowego z galaretką z leśnych jagód.
Było unikalnie, a trwająca przez kilka godzin biesiada tak naprawdę pozwoliła sobie wyobrazić, jak wyglądały kiedyś słynne „lukullusowe uczty”. Tak trzymać, niech żyje FOLK.