Spełniło się pragnienie jednego z krytyków kulinarnych, aby pierogowa gorączka podniosła rangę tego dania do miana narodowej potrawy – polskiego pieroga. Chociaż może mieć pierogową konkurencję w kilkunastu krajach. W Polsce jest obecny na wielu festynach oraz targach spożywczych i to w ilościach dochodzących do 96 tysięcy (VIII Festiwal Smaków Regionalnych „Pierogi 2016” w Tarnowcu). A do tego przybiera rozmaite regionalne nazwy: hreczuszki (z mąki gryczanej), kulebiaki, kurniki (weselne, z mięsem kurzym), parowańce, sójki mazowieckie, szlachcice czy wreszcie tatarskie kibiny i pierekaczewniki.
Istnieją różne wersje historii pierogów i ich dróg dotarcia do Polski. Jedna mówi o wojskach mongolskich, które dotarły w XIII wieku aż pod Legnicę i przy okazji przywiozły właśnie pierogi z Chin, podbitych wówczas przez Czyngis-chana. Druga wersja wymienia św. Jacka Odrowąża, który polubił je podczas pięcioletniego pobytu misjonarskiego na Rusi Kijowskiej i po powrocie do Krakowa upowszechnił je znacznie.
Danie, usynowione przez Polaków w XIII wieku, po przekształceniach wciąż wzbogaca polską tradycję kulinarną, także dzięki poszukiwanej dziś wersji EKO. O tym co pomaga takiej karierze opowiada Robert Szelc, który swoją wersją „Ekopierożek” częstuje gości w Hongkongu, Norymberdze, Nowym Jorku czy Tokio. - Mam prawdziwą satysfakcję, gdy zbieramy pochwały w wielu krajach. Ale i w kraju produkty naszej rodzinnej firmy cieszą się wzięciem, a to za sprawą dobrych receptur jakie moja mama przejęła od swojej. Stąd zresztą w szyldzie firmy „Pierożek” zaznaczamy: „wyroby z kuchni naszej Babci” – mówi Robert Szelc.
Tradycyjne receptury i staranny dobór składników są podstawą sukcesu. O historię ocierają się bowiem bieszczadzkie pierogi z ziemniakami i serem lub na słodko, jak i uszka z mięsem. A kapustę i inne składniki kupują w gospodarstwach, gdzie nie stosuje się sztucznych nawozów, środków chemicznych, antybiotyków i hormonów, no i unika się GMO.